niedziela, 21 lutego 2010

John Paton, Misjonarz wśród kanibali

Autobiografia Johna Patona, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku szkockiego misjonarza, to książka absolutnie wyjątkowa. Śledząc jego losy podczas pobytu wśród plemion kanibali Nowych Hebrydów, których zwyczaje i wierzenia u większości Europejczyków wywołują lęk i obrzydzenie, nie mogłem przejść obojętnie i nie zadać sobie samemu pytań: Kim Bóg jest dla mnie? Czy ufam Mu?!
Co jestem gotów dla Niego poświęcić?
Czy jestem dla innych świadectwem?


Paton z poruszającą prostotą, dokładnością i niezachwianą wiarą w to, że wszystko jest w Bożych rękach, opisuje swoje życie w ciągłym niebezpieczeństwie ze strony tubylców i chciwych białych handlarzy, nieprzewidywalnej tropikalnej pogody i chorób zbierających śmiertelne żniwo, także wśród jemu najbliższych. To opowieść o... cudzie, jakim było życie człowieka, który miał tylko jedną myśl: przyprowadzać innych do Chrystusa!

Wybrane fragmenty książki:
"Jeżeli chodzi o moje życie wśród kanibali, oddaję się pod opiekę Boga, tego, który tak cudowanie chronił mnie, kiedy cholera i tyfus groziły mi, gdy dzień i noc przebywałem w mieszkaniach ubogich. Pod tym względem byłem spokojny, ponieważ wszystko podporządkowuję woli Pana, którego pragnę czcić żyjąc, czy umierając. (...) Największy problem stanowiło dla mnie przywiązanie moich przyjaciół (...), w takiej sytuacji ciągle szukałem w modlitwach bliskości mego Pana. Jednak głos wewnętrzny, wytrwale powtarzał mi: To, co rozpocząłeś, powierz spokojnie Panu! Idź tam, gdzie postanowiłeś i nauczaj narody! Oto Ja jestem z Tobą po wszystkie dni!"

"Czy istnieją narody, które żyją bez jakiegokolwiek pojęcia o Bogu i bez oddawania czci choćby tylko bożkom? Jeżeli byłoby to możliwe, to chyba tylko tu, na tych oddalonych wyspach. Jednak jest wręcz przeciwnie. Tubylcy naszpikowani są wyobrażeniami swoich idoli! Nie znając prawdziwego Boga, szukają po omacku i w ciemnościach. Nie potrafią żyć, nie mając jakiegokolwiek pana i uczynili prawie wszystko przedmiotem czci i kultu. (...)
Nie fakt istnienia Boga i Jego Syna Jezusa Chrystusa wywoływały wrogość ludzi zamieszkujących wyspę Tanna, lecz nawoływanie do decyzji podjęcia służby dla tego Boga z równoczesnym odwróceniem się od starych bałwanów, właśnie to wyzwalało nienawiść."

"Po długotrwałych obradach plemiennych postanowiono nas zgładzić, lecz Bóg poruszył pogańskie serca, by okazały nam litość. (...) W pewnej chwili przywódca wojenny, który dotąd milczał, powstał wymachując energicznie swoją maczugą i ciskając ją o ziemię zawołał:
- Kto zamierza zabić Missi (misjonarza), musi zabić najpierw mnie! Kto chce uśmiercić nauczycieli, musi przedtem uśmiercić mnie i moich ludzi, bo my chcemy bronić ich swoim życiem!
(...) Wystąpienie to było tym bardziej dziwne, gdyż akurat to byli ci, którzy mieszkali w głębi wyspy i czczeni byli jako szamani, uważali nas za swych największych wrogów. Wprawdzie bratu jednego z nich opatrzyłem rany i potem wyzdrowiał, ale nie przywiązywałem do tego faktu wielkiej wagi."

"Przez okres wielu dni pozostawaliśmy zabarykadowani w naszym pomieszczeniu, podczas gdy tubylcy na zewnątrz zabijali kury i kozy oraz próbowali podłożyć ogień. Nic innego, jak tylko miłość Boga chroniła nas w tym mało bezpiecznym pokoiku (...).
Przywódca Nowar, który dotychczas okazywał nam przychylność i życzliwość, zmienił się bardzo, kierując się obawą, że sympatię względem nas może przypłacić swoim życiem. Przyszedł do mnie i prosił, bym przysiągł, że opuszczę wyspę. Nie zgodziłem się. Nawet nie mogłem wyjechać, gdyż nie było w tym czasie żadnego statku w porcie. Nowar bardzo się rozgniewał i zdjął także dla swojego bezpieczeństwa ubranie, pomalował się tak, jak dawniej i nie przychodził na nabożeństwa.
Trzy tygodnie później, gdy się nieco uspokoiło, znowu włożył ubranie i zbliżył się do nas. Widać było, że wstydził się swego zachowania. Biedny Nowar! Gdyby wiedział, ilu ludzi w chrześcijańskim kraju, gdzie nie grożą tego typu niebezpieczeństwa, ustawia swój żagiel stosownie do wiatru."

"Przyszło wielu ludzi, by posłuchać, co Namakei ma do powiedzenia. Rozpocząłem modlitwą i rozważaniem, a potem poprosiłem przywódcę, by przemówił. Podniósł się z miejsca i drżąc z przejęcia, z błyskiem w oczach powedział tak:
- Przyjaciele Namakei, mężczyźni, kobiety i dzieci, mieszkańcy wyspy Aniwa, posłuchajcie moich słów! Od kiedy Missi jest wśród nas, opowiedział nam wiele cudownych rzeczy, których nie byliśmy w stanie zrozumieć. Wiele z tego, co usłyszeliśmy, uznawaliśmy za nieprawdę. Powiedzieliśmy sobie, iż biali mogą wierzyć w takie niedorzeczności, lecz my wyspiarze wiemy lepiej. Dlatego nie przyjęliśmy tego. Ale z tego wszystkiego najbardziej nieprawdopodobny był deszcz, który wyprowadzić chciał z ziemi. Powiedzieliśmy wówczas sobie, że w głowie mu się pomieszało, po prostu zwariował. Lecz Missi dalej modlił się i pracował. (...)
Moi przyjaciele, wszelka moc tego świata nie zmusiłaby nas do uwierzenia w to, że woda pochodzić może z ziemi, gdybyśmy nie oglądali tego własnymi oczyma i jej nie pili!Tak więc, jeśli Bóg niewidoczną dla nas wodę uczynił widoczną, mam świadomość tutaj wewnątrz - uderzył się energicznie w piersi - tutaj wiem, że Bóg jest obecny, ten Niewidoczny, o którym nic nie wiedzieliśmy i o którym Missi nam opowiadał.(...)
Wierzę pewnie i mocno, że jeśli umrę i kurz oraz ziemia nie będą już powodowały zamglenia moich oczu, oczami duszy ujrzę Boga, tak jak opowiadał nam Missi!"

PATON John
Misjonarz wśród kanibali
Wyd.: Fundacja Promocji Literatury Chrześcijańskiej
Cena: 15,60
Mariusz 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz